poznaj dodka

Dziś jest sylwester, więc trochę zaszaleliśmy, mamy ciasto pachnące cynamonem, gałką muszkatołową, imbirem, .... z dużą ilością bakalii i marcepanem. W końcu sylwester jest tylko raz w roku, więc trzeba się nacieszyć.


Dodatkowo bransoletki i storczyk, żeby jeszcze bardziej poczuć ducha tej wyjątkowej nocy. Zapraszamy, bo nie wiem czy do północy doczeka.


Szczęśliwego nowego roku!

Przez ostatnie dni niedaleko naszego domu budowana była scena na festiwal kulturalny, gdzie grupy z okolicznych miejscowości, w tradycyjnych strojach walczyły w konkursie o zwycięstwo.  Bardzo duże wrażenie zrobiła na mnie pewna dziewczyna która stała z boku przygotowując się do wejścia na scenę, jej zdystansowanie do bawiącego się tłumu i pogrążenie w muzyce było czymś, koło czego nie dało się przejść obojętnie.

Piękne kobiety, świadome swojej urody chętnie pozowały do zdjęć.


Muzyka jaką można było usłyszeć była dla mnie bardzo intrygująca, gdyż Hiszpanię bardziej kojarzę z flamenco niż z podobnym gatunkiem. Dodatkową ciekawostką były ręcznie wykonane kwiatowe kapelusze, które nosili zarówno mężczyźni jak i kobiety. Wydawać by się mogło, że jest środek wiosny a nie koniec grudnia.


W głównym pawilonie odbywał się konkurs, natomiast na świeżym powietrzu uczestnicy przygotowywali się, ale również ci co skończyli dawali ponieść się muzyce zachęcając wszystkich do wspólnej zabawy.


Jak używać kastanietów i urywek muzyki, o której wcześniej pisałam.

Zapraszam do obejrzenia zdjęć i filmów dostępnych w galerii pod linkiem.

Makowiec napoczęty teraz czas wyjść na rower ;)


Dołączam jeszcze detal - obrus z pierniczkami.

Kolejna obowiązkowa rzecz jaka pojawia się na stole to pierniczki, nie tylko smak ale i zapach przypomina mi jak w domu robiliśmy wytwórnię pierniczków. Później zwyczaj przeniosłam do Krakowa, gdzie ze znajomymi bawiliśmy się w wypiekanie i ozdabianie.


W tym roku z innego przepisu, na pepparkakor z moich wypieków, ale zamiast melasy był miód, więc są blade, w porównaniu do pierwowzoru.


Pierwsza część była tak cieniutka, że po tygodniu nawet malutkie gwiazdeczki, choineczki czy serduszka spadały z choinki. Za to jak się je jadło to brało się kolejnego i kolejnego, bo w końcu powietrze nie tuczy ;)

A czarne wyszczupla ;)

Które wam się najbardziej podobają?

Moi dziadkowie pochodzą z kresów, stąd na święta na naszym stole zawsze pojawia się kutia.

Może zacznę od tego, że miałam problem ze znalezieniem polskiej nazwy i dotarłam do pdfa z wyjaśnieniami, który mówi, że jest to ryba z rodziny makrelowatych (jak tuńczyk, czy makrela). W smaku i konsystencji bardziej przypomina mięso niż delikatną, białą rybę. Krzyś dodał wczoraj świąteczne akcenty - czerwony pieprz i rozmaryn.


Po wigilii trochę spasowaliśmy z dodatków, więc była z domowym chlebkiem.

Dziś zapraszam do naszego wigilijnego stołu. Wszystkiego najlepszego z okazji świąt.

W związku z tym, że jutro wigilia więc trochę świątecznych akcentów - buraczki, z których robi się właśnie zakwas (nie martwcie się, nastawiony był już prawie tydzień temu).


Przepis na kiszone buraki z bloga Agnieszki Maciąg, którego bardzo polecam. Tylko proszę z tymi kiszonymi buraczkami uważać, gdyż zawierają szczawiany, więc nie są polecane dla reumatyków, więcej informacji pod linkiem.

Dla mnie nie ma chyba lepszego miejsca/miejsc niż góry ze śniegiem. Ostatnie dwa dni spędziliśmy w Sierra Nevada, gdzie w dzień świeciło pięknie słońce, a po zamknięciu wyciągu oglądaliśmy kolorowe zachody z krzesełkiem w tle.

Bardzo lubię okolice w której mieszkamy, malownicze pagórki zaraz przed zachodem słońca.

Zacznę od tego, że el pavo po hiszpańsku oznacza indyka, ale ważniejsze jest to, że dla kolarzy oznacza to serię grudniowych zawodów, gdzie zwycięzcy dostają indyka. Wczoraj braliśmy udział w kryterium w Marbelli, gdzie główna, dwupasmowa ulica była zamknięta dla miłośników rowerowych.


Bardzo dziękuję spotkanemu fotografowi za naukę, to moje pierwsze próby sportowych zdjęć. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy i się jeszcze dużo nauczę :)

A dzisiaj byliśmy na kolejnych zawodach, ale ja już nie startowałam tylko robiłam zdjęcia, gdyż pogoda była paskudna, deszczowo, zimno, a ja chyba już za bardzo przyzwyczaiłam się do pięknej pogody i wolałam nie ryzykować rozchorowania i większych komplikacji. Gratulacje dla wszystkich którzy wystartowali i jeszcze większe dla zwycięzców. Pozdrowienia dla Daniego i całej ekipy, którzy tak jak ja odpuścili, ale powalczymy jeszcze ;)


Więcej zdjęć dostępnych pod linkiem.

Wczoraj chciałam poczuć bardziej święta i przygotowywałam kandyzowaną skórkę zarówno pomarańczową jak i cytrynową. Bardzo pomagał mi w tym smok, który niestety ucierpiał kiedyś w piekarniku.

Ostatnio na targu każdy chce mi sprzedać ananasa, więc po odwiedzeniu kilku stanowisk nie miałam już siły odmawiać i kupiłam pysznego, soczystego i bardzo słodkiego ananasa. Nic poza miętą nie chciałam mu dodać bo był taki dobry.


Trochę brutalnie obrany, ale nie za bardzo mam wprawę.

Warzywa z ryżem, dokładnie tak jak piszę, gdyż ryżu jest tylko troszeczkę. Karczochy, pomidory, soczewica, oliwki doprawione świeżym imbirem, czosnkiem i dużą ilością kurkumy.

Wiecie, że wielu Hiszpanów bardzo nie lubi jeść soczewicy, bo kojarzy im się z dzieciństwem, kiedy musieli ją jeść, bo była zdrowa. Ja pamiętam z dzieciństwa szpinak, zieloną ciapę bez smaku. Wy też macie takie wspomnienia?

Na południu Hiszpanii nie jest popularne posiadanie kaloryfera, więc ogrzewam się od środka gorącym kisielem: kisiel wiśniowy z granatem


I z zielonym, choć już niejadalnym akcentem

Dodatkowo ujęcie na detal który mi się bardzo podobał: podstawka z granatami


Ostatnie bardzo podobne do pierwszego, ale ostatnio mam ogromny problem z podejmowaniem decyzji


I znów pytanie, które zdjęcie zachęca was najbardziej do przyjazdu do mnie na kisiel?

Ogromne podziękowania dla rodziców i Fida za zapas kisielu i budyniu, choć budyń już udało nam się znaleźć i tu w Aldim.

Wczoraj spacerując po plaży natknęliśmy się na mewę.

Dziś znów szybki kolarski obiad - smażony tuńczyk posypany świeżą cebulką, do tego rzodkiewka.


Na drugim widać już Krzysia w akcji, gdyż obiad najlepszy jest na gorąco :)


Bardzo polecam polać sobie trochę oliwą, która wzmocni jeszcze smak.

Dziś Krzyś robił domową nutellę - czyli pastę z bananów, awokado i kakao. Na razie zdjęcie dojrzałego awokado, te o zielonej skórce często są gorzkie w smaku.

Ostatnio znów robię oczyszczającą kurację Tombaka - świeżo wyciśnięty sok z cytryn, więc załączam zdjęcia, na szarym, realnym tle


oraz na czarnym, nieco lewitujące ;)

Ostatnio jeśliśmy zupę z dyni, dla mnie dodatkowo była papryczka, jako że lubię ostre jedzonko :) Krzyś wolał bardziej łagodną wersję.

Dziś znów pod znakiem pomidorów, są tak ładne i tak smaczne, że nie mogłam się wczoraj oprzeć żeby znów je sfotografować.


I specjalnie dla Krzysia załączam zdjęcie na nieco innej strukturze, które bardziej oddaje życie codzienne i wszystkie jego nierówności.



Które wam się bardziej podoba i dlaczego?

Dziś na obiad kałamarnica marynowana z rozmarynem i jałowcem, do tego odrobina selera naciowego.

Dziś całkiem inny post, zamiast pojechać na zawody zrobiliśmy kółko samochodem, gdyż większość skrzyżowań jest zatkanych, gdzieniegdzie stoją auta, które chciały przejechać. Teraz wróciliśmy z rekonesansu i mimo poprawiających się warunków dalej poruszanie po ulicach jest bardzo trudne.


Szybki film dlaczego nie dotarliśmy do Moron, choć bardzo chcieliśmy, bo w zeszłym roku było na prawdę świetnie.

Jako że mamy dużo świeżych ryb, to często je jemy, teraz ze świeżym rozmarynem, który po upieczeniu pysznie chrupał. Dodatkowo zamiast ziemniaków dynia. Będąc w domu z Krzysiem nie było za dużo czasu na ładne układanie na talerzu tak jak bym chciała, ale może kiedyś się uda ładniej podać to pyszne danie.

Wczoraj piekłam kruche ciasto ze śliwkami, ale niestety do zdjęcia uchowała się mniej niż połowa, bo na ciepło było tak smaczne, że nie mogliśmy się oprzeć i zjedliśmy sporą część. Załączam pozostały kawałek - na zimno, też jest dobre. Gdyby nie to, że Krzyś stwierdził, że przyjemności trzeba sobie dawkować nie byłoby co fotografować.

Dziś kolejna wersja ryżu z warzywami, dodatkowo z chińskim szczypiorkiem i grzybkami, na nowo zakupionych talerzach. Trochę kurkumy, nie tylko dla zmiany koloru, ale także zdrowotnie, gdyż u nas na zmianę ładnie a później pada - każdy przecież wie, że jest to świetny środek przeciwzapalny.



Dodaję jeszcze jedno zdjęcie, bo jednak kompozycyjnie ten obrus na pierwszym zdjęciu jakoś mnie przytłacza. Co sądzicie o minimalizacji kadru?